Noclegi W Atenach Koło Obwodnica Augustowa

Noclegi W Atenach Koło Obwodnica Augustowa

Losu reżyser ryan także nie dane czym jest lojalność, często mężczyzn. Trzymaniieopalanym pomieszczeniuakie mrozy, głodni, brudni, oberwani, przedstawiali sobą obraz nędzyozpaczy. Kazano im ładować się sanieaczej do skrzyń umieszczonych dwóch sankach, tzw„sukach lecz nie przymocowanych do nich. Rodziny czeczńskie, bardzo licznerobnymi dziećmi, ledwie mieściłykrzyniach. Bagaże prawie żadne, gdyż nie zdążyli się nawet spakować. Mamy wieźć ich 45 km do Nowo-Uzienki przy –40 mroziezasie podróży zmarznięte, głodne dzieci płaczą, wiercą się, zrozpaczone matki załamują ręce, ojcowie milczą zaciskając zęby. Jedna ze skrzyń przechyla się, spadaań. Pasażerowie wpadająłęboki śnieg, wydobywamy przede wszystkim dzieci; marniutko ubrane, prawie zamarzające, otrzepujemy je ze śniegusadzamy do skrzyni. Matki nakrywają je czym mogą, cieniutkimi, rozłażącymi się, mimo wielu łat, kołdrami. Wskazany jest pośpiech, aby dowieźć żywych miejsce. Konie, karmione jedynie sianem, zmarznięte, nie są skore do pośpiechu. Wreszcie makabryczna podróż kończy się, dobijamy do celuddajemy deportowanych do dyspozycji władz kołchozu. szczególnie przeżyłam to patrząc cierpienia tych ludzi identyczneaszą gehenną. Deportowani zostają rozlokowani wśród miejscowej ludnościzielą nasz losołchozie od już głód; chociaż magazyny pełne zboża, to dobro państwowe, nie wolno ruszyć. Czeczeńcy, Ingusze, Osetyńcy, doprowadzeni do ostateczności, nocami rozbijają kłódkiagazynachabierają zboże aby ratować bliskich od śmierci głodowej; czasami zginie kołchozowa owca lub krowa, aleym wypadku winę można zwalić wilki. Moja rodzina głoduje, mama wzięła się za wróżenie, sprowokowały ją miejscowe kobiety, które dostawały od bliskichbozu pracy rozpaczliwe listy. Rodzinyego nie utrzymasz, kobiety również głodują wrazziećmi. domiar złego znowu nękają nas choroby. Tym razem Gienek Tychanowicz, który zapadł obustronne zapalenie płuc. to jest prawie wyrok śmierciowodu braku fachowej opiekiekarstw. Za Gienka wzięła się moja mama, specjalistka od stawiania baniek. Do tego smarowanie czym tylko kto poradził liżby dobrze rozgrzewało. Zagotowane, ciepłe mleko trzeba było choremu wlewać do ust, nawet przy pomocy kogośas ledwo podnosił się posłaniu. Początkowo nie było żadnej nadziei, ale życie tliło się jeszczehłopaku. Najgorszy był kryzys kiedy myśleliśmy, że zostanie razematką nieludzkiej ziemi. Powoli zaczął przychodzić do zdrowia, trwało to jednak bardzo długo. Wyroki Boskie były inne od przewidywań ludzkichzasie choroby Gienka, który był tzw. pocztylionem, woził pocztę dlaiu wiosekorniejewki, musiałam go zastąpić, mimo że okropnie bałam się wilków. Nie obyło się bez spotkaniaimi, ale miało to miejsce niedaleko naszej wsi, noa byłam „zmotoryzowana jeździłam zaprzęgiemie pieszo. Wilki wpadły za nami aż do wioski, musiały jednak skapitulować. Starałam się ze wszystkich sił pozbyć tej funkcjidało sięarcu 1944oszłam do pracyowchozie Taranguł. Jednaego farm, oddalona od nas 11 km, nazywała się Iwersk. miałam szansę otrzymać tzw„pajok” chleba, prawieg dziennie Zamieszkałamodzinyolesiaazwisku Skryba, mążjciec był aresztowanysadzonyagrach, żonaynkiem Waśką deportowana. Skryba był dobrym kowalem tym fachu pracowałowchozie. Nie wiemakiego powodu wysługiwał się bardzo władzy, możebawy, aby znowu nie popaść skąd wrócił. Nazwisko pasowało do niego jak ulał, był skąpy, opryskliwy, nieużyty wobec rodzinyiższych od siebie statusem. Oprócz tej rodziny mieszkali Selatyckaórkami Niłką, Larysąynem Miszką, Szczepanowiczowaórką Dominikąynem Gorochowaórką Heląynami Żenikiem, Wincesiemntonem. Mężowie tych pań byli aresztowanibozu wrócił jedynie mąż Gorochowej, który zaraz następnego dnia zginął tragicznie pod kołami ciężarówki prowadzonej przez pijanegoztok kierowcę, Rosjanina. Było jeszcze starsze już małżeństwo Bnekóworosłymi dziećmi: Saszą, Alosząajmłodszym chyba Paszką oraz Jaroszewiczowieórką Loniąierwszego małżeństwa Jaroszewiczaałym Stasiemrugiego. Kiedy zaczęłam pracęowchozie nieobecni już byli: cztery dziewczynywóch chłopców, zostali oni powołani do Armii Kościuszkowskiej. Wszystkie rodziny pochodziłyawnego Polesia. Moja praca polegała karmieniu bydła hodowlanego, gdyż taka była specjalność sowchozu, tzw„miaso-sowchoz Było ciężko, szczególnie przy wyrzucaniu nawozu, ale przynajmniej pod dachem. Pamiętam, jak któregoś dnia rozpętała się burzaiorunami przy temperaturze poniżej 30 stopni. Błyskawice odbijane od bielutkiego śniegu miały jakiś zielony, upiorny kolor, potęgowany ciemnościami nocy. Najstarsi ludzie takiego zjawiska nie oglądali, więc zaczęły się mnożyć niesamowite przepowiednie. Muszę stwierdzić, żeowchozie lepiej się pracowałoajważniejszy był „pajok Dogadałam sięosjanką, która wydawała chleb, Maruśką Czesnakową, bardzo życzliwą, że chleb będę brała co drugi dzień to było jego wówczasg. Bochenki ważyły pog ale Marusia nigdy nie odkroiła od bochenka ani kromki, nie wiem jak wychodziła swoje. Po ten bochenek chlebatóregoa nie odkrajałam ani skibki, przychodzili mój brat Walekienek Tychanowicz. Któryśich chował go głęboko za pazuchęędzili lotem błyskawicy do