Noclegi W Augustowie Nad Jeziorem

Noclegi W Augustowie Nad Jeziorem

Wewnętrzną bohaterki niestety jest tylko drobnych elementów by schwytać jednego postójrześciuugiem. Tutaj przeładunek do sowieckich wagonów przy zachowaniu, godnych podziwu, środków ostrożnościzmożonej czujności. Wagony sowieckie prawie „luksusowe” gdyżddzielonym kawałkiem dykty, kącikiem otworemcianielaszanym korytkutórym trzeba było umiejętnie celować przy załatwianiu potrzeb fizjologicznych. To była toaleta długi okres podróży. To co „grubsze” leciało zewnątrz „zapachy” rozchodziły się po wagonie. Zaradziliśmy temu nakrywając zagródkę workamiocem. złośliwcy zawsze czekaliśmyałatwieniem „grubszych spraw” postójakimś większym mieście. Za niedługi czas mogliśmy naocznie stwierdzić, że już przed nami przejeżdżali tacy sami spryciarzeusiały być ich tysiące. Przy torach leżały zwały odchodów, których nikt nie sprzątałrzechodząca obok obsługa kolei zatykała nosylęła „Polaczków” czym świat stoi ogóle Rosjanie traktowali nasóry jako naródiskiej cywilizacji, kulturzezczególnie higienie, podpierając się tym, żeolsce nigdzie nie „woszobojek Woszobojka to było cośodzaju prymitywnej sauny, gdzie wieszano drągach ubranie, bieliznę, pościel, dawano parę, która jedynie wygrzewała wszy, aby się mogły lepiej lęgnąć. Do mentalności „sowieckiego człowieka” nie trafiało to, że przecież można istnieć bez wszów. Taka możliwość nie była branagóle pod uwagę. Wszy były, sąędą, tak urządzony jest światedynie naródak wysokiej kulturze, jak sowiecki zna metodę walkiimialczy, czy skutecznie to już inna sprawa Od Brześcia prawie codziennie wypuszczają po dwie osoby po wodęo do wyboru„kipiatok lub zimna woda. Kilka razy daliśmy się nabrać niesamowicie brudny „kipiatokranów jakichś budynkach, aż objaśnił jedenolejarzy, że to są ściekianiodatkiem gorącej wody. Nie wiem, ileym było prawdy, ale więcej „kipiatku” nasi chłopcy nie braliagonie zaczął obowiązywać pewien regulamin przestrzegany przez wszystkich. Ustalono godziny nocnej ciszy, rannej pobudki, kolejkę do „toalety Towarzystwo już się trochę zżyło ze sobą, szczególnie młodzieżzieci. Do młodzieży należeli: dwaj moi starsi bracia Gienekntek Bolek Smólskiego siostra Jadzia Elleriostry Kazia oraz Hoffmana niespełna 13 lat. Dzieci była czwórka: Niutka moja siostra, Walek mój brat, Edek Rutkowski który bez przerwy darł kotyatkąłowa jej nie popuścił oraz Krysia Ellerówna„cudowne dziecko Uczennica drugiej klasy, bardzo przejęta nauką, zdolna, inteligentna, spokojnao tego śliczna dziewczynka. Do wagonuugustowie weszłaornistrem plecachzarnym satynowym fartuszkuiałym kołnierzykiemasnymi warkoczykami, buzia okrągłaiebieskie oczy. Mimo tych wszystkich niewygódrudności, zawsze pogodna, uśmiechnięta, pochłonięta nauką. Sama sobie zadawała lekcje, sumiennie je odrabiałaardzo niesprzyjających warunkachzasie jazdy czytała, uczyła się wierszyków, które później deklamowała, tabliczki mnożenia. Każdy postój wykorzystywała pisanieysowanie, mając do dyspozycji kawałek pryczy. Chętna usłużyć każdemu, często karciła Edka za jego brzydkie zachowanie. Nazwaliśmy ją „Słoneczkiem Mama Jej, bardzo piękna kobieta faworyzowała syna jedynaka Nie wymawiałaięc nazywała go „Hobek Ten 16–letni koń, uczeń gimnazjum, wykorzystywał słabość mamusi. Matki nasze, chociaż nie wierzyłypotkanieężami, jednak miały schowane trochę tytoniuapierosów wszelki wypadek. Moi braciszkowieobek” dobrali się do nichaczęli ćmić je schowawszy się pod prycze, dym wydmuchującydłubaną nożem szparę. Zanim się matki zorientowały niewiele dało się uratować. Łyso im trochę było ale tłumaczyli się, że toudów. Wszyscy, po kolei rznęliarty pryczach, nie lubiłam tego zajścia, więc przeważnie siedziałamkienku, obserwowałam wszystko po drodzeeśli było coś ciekawego„nadawałam” reszcieedzeniem było przeważnie krucho, tylko kilka razy „dobroczyńcy” dali symboliczne porcje chleba jak glina oraz po kilka puszek konserwy rybnej, która, jak orzekliśmy, była pewnośmiornicy, ale to były nasze domysły. Ratowały nas ususzone przez nasze matki sucharyrochę podratowała nas „ciocia” Rutkowska wędzoną słoniną. Tak ją nazwaliśmyoczątku naszej podróżyo śmierci została naszą syberyjską ciocią. Była to kobieta bardzo energiczna, trochę narwana, alełotym sercu. Przez całą podróżotem również miała się za swojełomną matkąrnąbrnym, wrednym, pyskatym Edziem. Pomagali jej wszyscy jak mogli. Najbardziej załamana była Smólska, jeszcze niezbyt stara kobieta ale widząca wszystkozarnych kolorach. szczęście rzadko kiedy zabierała głos. Mieliśmy ustalone godziny wspólnych modłów porannychieczornychrzestrzegaliśmy ich rygorystycznie. Ural przejeżdżaliśmy nad ranemiedy rozwidniło się, podziwialiśmy goałym majestacie. Groźny, surowy masyw, ale nadzwyczaj piękny, cały pokryty lasamiąwozach, wykutychkale, widniały ścianach krzyżyki prawosławneatolickie większe, mniejsze, całe imiona lub tylko inicjały. Ile istnień ludzkich pochłonęła budowa kolei, jeden Bóg raczy wiedzieć. Ginęli więźniowie-katorżnicy carscy, później sowieccy. Nasza fascynacja górami była zrozumiała, widzieliśmy je po raz pierwszy. Minęła jednak szybko, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że pożegnaliśmy, być może zawsze, Europęrzed nami zła, dzika, okrutna Azjaydaniu” sowieckim. Za Uralem oglądaliśmy syberyjskie wioskiiasteczkaabudową przeważnie drewnianą, starą, czasami chylącą się ku ruinie. Zachwycały nas pięknie rzeźbioneudowe motywy okiennice,